Justin's POV
Spojrzałem na nią ostatni raz, zanim wsiadłem do samochodu. Na miejscu kierowcy siedział Nathan. Uśmiechnąłem się i poklepałem go po ramieniu.
- Kto to był? - zapytał wskazując zaułek, za którym właśnie zniknęła Miley.
- Nikt.
- Nie udawaj, nie jestem ślepy. Kim ona jest?
- Koleżanka z klasy, mało znacząca.
- Dobra, dobra. Chciałem ci tylko powiedzieć... - jego oczy były wypełnione troską. - Żebyś pamiętał, że masz się w tym mieście w nic nie angażować. Przyjechaliśmy tutaj, żebyś mógł spokojnie skończyć szkołę. Potem znowu musimy się przeprowadzić. Nigdzie nie możemy zostać na stałe, to zbyt niebezpieczne. Sam o tym wiesz - spojrzał na mnie srogo. Po chwili milczenia wsadził kluczyki do stacyjki i powoli odjechał ze szkolnego parkingu.
- Myślisz, że nie rozumiem? Mam dość tego wszystkiego, a ta dziewczyna to naprawdę tylko znajoma. Nie kłóćmy się, lepiej już jedź - Nath był dla mnie jak brat, przyjaźnimy się od ponad dziesięciu lat i to on wie najwięcej o tym całym gównie w które jestem wpakowany. Razem wprowadziliśmy się do NY, by odpocząć...
Miley's POV
Powrót do domu trwał krótko. Zamknęłam drzwi z mieszkania i wyciągnęłam telefon. Od razu zadzwoniłam do Ashley. Jeden sygnał, drugi nic; dopiero po trzecim usłyszałam senny głos przyjaciółki.
- Ash? Co jest? Czemu nie było cię w szkole? - spytałam.
- Ooo, Miley, cześć, cześć. Nie przyszłam, bo źle się czułam. Chyba grypa, jutro też raczej nie przyjdę. Przepraszam, że ci nie dałam znać no, ale... Byłam tak zmęczona i słaba, że spałam do dwunastej.
- Ohh, dobrze, że nic poważnego. Martwiłam się, ale tak btw do naszej klasy przydzielili nowego - ma na imię Justin.
- Czemu zawsze się coś dzieje, kiedy mnie nie ma?!?!?! - zachichotałam.
- Uspokój się lepiej i kuruj się to go szybciej zobaczysz - uśmiechnęłam się.
- Masz rację, lecę oglądać jakieś filmy. Zadzwonię jeszcze wieczorem, paa.
- Nono, zdrowiej tam, papa - rozłączyłam się. Zgarnęłam paczkę chipsów z kuchni, rzuciłam się na kanapę i włączyłam telewizor. Właśnie zaczął się mój ulubiony film - LOL, kiedy poczułam wibracje telefonu w kieszeni. Na ekranie pojawiła się wiadomość:
OD: Nieznany
Co u ciebie, Miley? Pozbyłaś się już tych uroczych rumieńców? - zaśmiałam się do telefonu. Z treści było wiadome, że wysłał ją Bieber. Zapisałam go w telefonie i szybko odpisałam.
DO: Justin.
No, no nie pozwalaj sobie. A ty znalazłeś sobie jakiś obiekt westchnień, bo co będziesz robić kiedy mnie z tobą nie ma? ;)
Wiedziałam, że kiedy odczytał sms'a sam musiał się zarumienić.
OD: Justin.
Nie ma cię, więc się nudzę. Może to zmienimy? ;)
Poczułam motylki w brzuchu, kiedy zobaczyłam, że wysłał mi "oczko". Nie miałam bladego pojęcia o co mu chodzi.
DO: Justin.
Planujesz coś?
OD: Justin.
Zobaczysz, to niespodzianka. Masz godzinę.
Tak szczerze to przeraziła mnie ta wiadomość - " masz godzinę " to brzmi jak z jakiegoś horroru, gdzie ofiara ma wyznaczony czas, żeby przygotować się na śmierć. Pobiegłam czym prędzej do łazienki, poprawiłam włosy i makijaż, a przez kolejne pół godziny szukałam odpowiedniego stroju. Ubrałam czarne legginsy, bokserkę i czerwoną bejsbolówkę. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać - zgarnęłam telefon i jakieś drobne do kieszeni po czym usiadłam na kanapie. Równo o szesnastej dostałam kolejnego sms'a.
OD: Justin.
Otwórz drzwi, skarbie. ;)
Czytaj z muzyką: http://www.youtube.com/watch?v=2h0zoVkapZ8
Starałam się uspokoić, nie chciałam, żeby moja twarz znowu zrobiła się czerwona. Wzięłam do ręki klucze z szafki i delikatnie nacisnęłam klamkę. To przecież niemożliwe, jak on... Na korytarzu stał nie kto inny jak Bieber. Uśmiechnęłam się na jego widok.
- Wyglądasz wspaniale - szepnął mi do ucha, mocna mnie przytulając.
- Mmm, dziękuję - odpowiedziałam i szybko zamknęłam mieszkanie. - Znowu to robisz - zaśmiałam się kiedy szliśmy ramię w ramie po schodach.
- Co robię?
- Gapisz się na mnie - wystawiłam język.
- Tak? Już chyba nie potrafię nad tym zapanować - uśmiechnął się, pokazując szereg anielsko białych zębów.
- Hah, mogę wiedzieć gdzie idziemy?
- Napisałem ci przecież, że to niespodzianka. Nie psuj efektu zaskoczenia - zbliżył się do mnie jeszcze bardziej.
- Mmm, mam pytanie. Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - spytałam zaciekawiona.
- Mimo, że mieszkam tu od niedawna mam swoje sposoby, maleńka - puścił mi oczko. Wyszliśmy razem przed blok, a chłopak zaprowadził mnie na parking, gdzie stanęliśmy przed czarnym Rang Rover'em. Justin otworzył przede mną drzwi od strony pasażera i machnął ręką na znak, bym wsiadła. Zaskoczona od razu to zrobiłam, czekając aż chłopak usiądzie po drugiej stronie. Znowu się uśmiechnął, a ja poczułam motylki w brzuchu.
- Wiesz co? Teraz to ty gapisz się na mnie - zachichotał.
- Przestań! - dźgnęłam go mocno w brzuch.
- Czyli podoba ci się to co widzisz - powiedział chrapliwym, seksownym głosem.
- Chciałbyś - zatrzepotałam swoimi rzęsami.
- Wiesz co nas różni? To, że mi to nie przeszkadza - odpalił auto. Zmierzyłam go wzrokiem, po czym oparłam głowę o szybę, starając się nie zwracać uwagi na chłopaka. Muszę powiedzieć, że nieźle prowadził i unikał za wszelką cenę korków, a uwierzcie mi w Nowym Yorku to naprawdę trudne. Po jakichś piętnastu minutach milczenia zatrzymał się w nieznanym mi lesie. Wysiadłam z samochodu i usłyszałam szum liści.
- Mogę wiedzieć, co masz zamiar robić tutaj? - spojrzałam na niego, zbita z tropu. Trzasnął drzwiami i zbliżył się do mnie na tyle blisko, że czułam jego ciepły oddech na mojej twarzy.
- Zgwałcę cię - szepnął mi do ucha, łapiąc moje nadgarstki.
- Słucham? Że co? - wytrzeszczyłam oczy próbując za wszelką cenę wyrwać się z uścisku.
- Hahaha, przecież żartowałem. Szkoda, że nie widziałaś swojej miny - odsunął się ode mnie, delikatnie upuszczając moje dłonie.
Po chwili wyciągnął z bagażnika wielki kosz i koc. Wolną ręką objął mnie w talii.
- Spokojnie, chodź pokażę ci coś - uśmiechnął się, a cały strach, który przed chwilą mną zawładnął zniknął tak szybko jak się pojawił. Ruszyliśmy wzdłuż dróżki, a po pięciu minutach staliśmy już na pięknej, wielkiej polanie gdzie słońce świeciło, migocząc wśród koron drzew, na trawie można było zauważyć wielkie skupiska przeróżnych kwiatów. Justin odłożył rzeczy na ziemię i rozłożył koc.
- Masz zamiar tak stać? Mówiłem już, że ci nic nie zrobię, to zwykły piknik - zaśmiał się, siadając.
- Ohhh - usiadłam "po turecku" tuż przed nim. Chłopak wyciągnął zawartość kosza na koc; zauważyłam kilka kanapek, paczkę chipsów, soczki i paluszki.
- Mam nadzieję, że zasmakuje ci to co dla ciebie przygotowałem - wyszczerzył zęby.
- Juss?
- Tak, Miley?
- Czy... Czy to jest randka? - wyrwało mi się.
- To już zależy od ciebie, słoneczko - puścił mi oczko, przez co mimo starań moja twarz pokryła się rumieńcem.
__________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ. :*
Hej, heej. :) Kolejny rozdział za nami. ;) Dziękuję, że się tak udzielacie i zaglądacie! Dwa dni, a już mamy ponad 700 wyświetleń, jesteście wspaniali! :* Jeżeli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach to zapraszam do zakładki "Informowani"
x
Uwielbiam twojego bloga!!!
OdpowiedzUsuńzazdroszczę talentu do pisania , i wyobraźni :3 nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału , oby było coraz ciekawiej :D
OdpowiedzUsuńhahahhahahahahahah xd
OdpowiedzUsuńPięknie! Justin, Justin, Justin!
Dajesz, dajesz nie przestajesz <333
Madzia xx
+Możesz podać mi linka do tych szablonów?? :***
OdpowiedzUsuńfejs, now! :*
UsuńO matko jakie BOSKIE ! <3
OdpowiedzUsuńsuper ! <3
OdpowiedzUsuńNo idealne ;D <3
OdpowiedzUsuń