wtorek, 27 sierpnia 2013

XX

Miley's POV:
     Zostałam sama na dzielnicy, której zupełnie nie znałam. Na ekranie telefonu wyświetliła mi się godzina siedemnasta trzydzieści. Ruszyłam przed siebie, a łzy cisnęły mi się do oczu. Kiedy rok temu byłam z Zayn'em zachowywał się zupełnie inaczej. Był bardziej opiekuńczy i uśmiechnięty, a teraz? Może i jego wygląd się nie zmienił, bo w jego brązowych tęczówkach nadal można zobaczyć te szalejące iskierki, ale to nie to samo. Brakuje mi tamtych czasów. Kiedyś nie musiałam się martwić o jakichś cholerny gang czyhający na mnie i moich najbliższych, nie musiałam mieszkać u kogoś kogo ledwo znałam i mogłam się spotykać ze swoimi znajomymi. Tylko, że wtedy miałam rodzinę. Nie da się ukryć, że cholernie za nimi tęskniłam. Odkąd opuściłam rodziców nic już nie jest takie samo.
     Za bardzo skupiłam się na problemach, bo przez utratę koncentracji zagłębiłam się jeszcze bardziej w miasto, a w tej części nigdy nie byłam. Zauważyłam wielki granatowy napis "DWORZEC GŁÓWNY" i już wiedziałam, co mam zrobić. Przyda mi się trochę odpoczynku od tego wszystkiego. Przyśpieszyłam kroku, wyciągając portfel z torby. W drżącej dłoni ścisnęłam pięć dolarów i weszłam do środka, od razu kierując się do jednej z kas. Kolejki nie były za długie, więc nie musiałam czekać. Po chwili zapłaciłam za bilet do Stramford. Pociąg odjeżdżał za kilka minut, a kiedy pojawiłam się na peronie zatrzymał się tuż przede mną. Ku mojej uldze wagony były opustoszałe, więc bez problemu znalazłam sobie miejsce bez niekomfortowych spojrzeń. Wyjęłam białe słuchawki, które podłączyłam do telefonu i włączyłam piosenkę pt. "Broken Strings" James'a Morrison'a i Nelly Furtado. Pojazd odjechał ze stacji o godzinie osiemnastej. Po kilku minutach jazdy konduktor poprosił mnie o dowód i bilet, które mu wręczyłam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Mimo, że spotkanie z Zay'em tak się potoczyło, byłam szczęśliwa, że odwiedzę moje rodzinne miasto. W końcu zobaczę matkę i ojca, z którymi od dawna nie mam kontaktu.
     Skupiłam wzrok na widoku za oknem. Po chwili odpłynęłam w błogi sen.
***
     Usłyszałam głośny dźwięk gwizdka i spojrzałam na swój telefon. Jechaliśmy już trzy i pół godziny. Około dziesiątej powinnam wysiąść w swoim mieście. Stwierdziłam, że nie ma sensu znowu zasypiać, bo jeszcze ominę swoją stację, więc podciągnęłam się na fotelu i pogłośniłam muzykę w słuchawkach.
***
     W końcu wysiadłam na miejscu. Wielki napis "Stramford" widniał przy wyjściu, a kiedy go spostrzegłam na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Moje miasto. Nic się prawie nie zmieniło. Ruszyłam w stronę domu. Miałam nadzieję, że zobaczę w końcu rodziców, ale bałam się ich reakcji. Od roku z nimi nie rozmawiałam. Wyprowadziłam się, bo miałam dość ciągłych kłótni, sprzeczek i tej negatywnej atmosfery w domu. Potrzebowałam trochę odpocząć nie patrząc na to czy będę tęsknić.
     Pokonując ulice rozglądałam się dookoła, by każdą zmianę w tym miejscu zapamiętać. Zza stertą domków na horyzoncie po prawej w nikłym świetle księżyca było widać ogromne jezioro, nad którym spędzałam niegdyś upalne dni. Widok jak zawsze był wspaniały i malowniczy, a łzy same cisnęły się mi na wierzch. Nagle spadły na mnie wspomnienia związane z tym miastem. Spędziłam tu najlepsze lata swojego życia, które teraz przypomina piekło. Tęsknię za moimi przyjaciółmi. Jedyna Ashley była ze mną i jest nadal, bo wyprowadziłyśmy się razem.
     Wiatr uderzał w moją twarz. Droga, którą podążałam była opustoszała - nie widziałam ani jednej żywej duszy, co w przypadku tego miasta było naprawdę dziwne, bo w tej dzielnicy zawsze ktoś spacerował wieczorem. Skręciłam w lewo i poczułam, że robi mi się słabo, a nogi przypominają galaretę. Dopiero wtedy zrozumiałam, co chciałam zrobić... Planowałam po prostu tam wejść i powiedzieć rodzicom, że się stęskniłam? A jeżeli oni już się o mnie nie martwią? Co jeżeli kiedy mnie zobaczą to wyrzucą za próg? Serce zaczęło bić szybciej, wręcz chciało wydostać się z klatki piersiowej, a oddech uwiązł w gardle. "Raz się żyje" pomyślałam i otworzyłam furtkę. Kroki odbijały się o kamienną dróżkę, która prowadziła wprost do drzwi. Zapukałam - żadnej odpowiedzi. Po trzeciej próbie nacisnęłam klamkę. Nie da się opisać mojego zdziwienia, kiedy drzwi ustąpiły i mogłam bez przeszkód wejść do przedpokoju. Przecież mama zawsze była uczulona na bezpieczeństwo.
     - Mamo?! Tato?! Wróciłaaam - krzyknęłam. Miałam nadzieję, że ktokolwiek mi odpowie, ale niestety jedynym odzewem była głucha cisza i mój ciężki oddech. Zaczęłam kroczyć w stronę schodów, nawet nie zawracając sobie głowy zdjęciem butów.
     - Może śpią? - Szepnęłam do siebie. Starałam się nie narobić rabanu i po cichu przeszłam odległość do sypialni rodziców. Bez wahania weszłam do pomieszczenia, a kiedy przekroczyłam próg mogłam stwierdzić, że nikogo tutaj nie ma. Tak sprawdziłam kolejne sypialnie, łazienkę, kuchnie, wszystko. Każdy pokój był posprzątany, a co najważniejsze pusty. Lodówka stała pusta, a szafa została opróżniona. Wynieśli się? Bez powiadomienia mnie? Czy to możliwe? A może po prostu wyjechali na kilka dni? Różne wersje przewijały się przez mój umysł, ale żadnej nie potrafiłam potwierdzić. Ręce drżały mi jak oszalałe. Co mam teraz zrobić? Gdzie jest mama i tata? Nie miałam innego wyjścia jak po prostu wyjść z domu. Po zamknięciu drzwi wejściowych stanęłam przed furtką. Uniosłam wzrok, zwracając uwagę na gwiazdy. Poczułam w ustach słony płyn, który wypływał z moich oczu. Nie mogli przecież od tak zniknąć, prawda? Myślałam, że tutaj zaznam spokoju, a tak naprawdę przybyło mi kolejnych problemów i pytań bez odpowiedzi. Czy to wszystko musi być takie trudne? Teraz nie pozostaje mi nic innego jak wrócić do Nowego Yorku, do własnego mieszkania.
     Po kilkunastu minutach drogi złapałam klamkę drzwi dworca, a kiedy poczułam, że nie ustępują ogarnęła mnie panika. Była dokładnie za piętnaście północ, a ja stoję przed stacją bez dachu nad głową. Kolejne łzy zaczęły spływać po moich bladych policzkach. Było mi cholernie zimno. Usiadłam na jednej z ławek przed budynkiem, a po chwili spostrzegłam grupkę mężczyzn kilkanaście metrów ode mnie. Pili, palili, a przy tym zwracali się do mnie z wieloma nieprzyzwoitymi propozycjami:
     - Ej mała, chodź do nas, zajmiemy się tobą! - Krzyknął jeden ze śmiechem.
     - Nie wstydź się, widać, że ci zimno, zaraz cię ogrzejemy. - Na początku nie zdawałam sobie sprawy, w jakiej sytuacji się znalazłam. Sądziłam, że przeczekam tutaj do rana, a potem po prostu wrócę, ale moje plany runęły w gruzach, kiedy jeden z facetów zaczął zbliżać się do mnie chwiejnym krokiem.
     - Widocznie trzeba maleńkiej pomóc, hmmm? - Światło latarni przez moment oświetliło jego obleśną twarz, a ja poczułam dreszcze.
     - Nie potrzebuję niczyjej pomocy, zostaw mnie - warknęłam, zrzucając jego dłoń, która przed chwilą znalazła się na moim ramieniu.
     - Zadziorna, lubię takie.
     - Odwal się człowieku! - Krzyknęłam, zdesperowana. Bez namysłu sięgnęłam do kieszeni i szybkim ruchem ręki wyjęłam swój telefon. Mimo tak wielu kontaktów tylko jeden wydawał mi się najodpowiedniejszy. Wybrałam go i po kilku sygnałach, trwających dla mnie jak wieczność, usłyszałam głos, który w mgnieniu oka sprawił, że poczułam się bezpieczna.


________________________________________________

Nie wiem co powiedzieć o tym rozdziale. Stwierdziłam, że teraz będę ograniczać się z tymi notkami pod rozdziałem, bo to bez sensu, kiedy wszystko znajduje się w szablonie na blogu. 


Zjebałam kolejny rozdział. Zjebałam kolejny cholernie ważny dla fabuły rozdział. 
Przepraszam, nie wiem co się dzieje. 

OSTATNI RAZ PRZYPOMINAM, ŻE KOMENTARZ PISZE KAŻDY
CHOĆBY MIAŁA TO BYĆ KROPKA.


xoxo
Wasza @highlyabovesky


PS zważywszy, że to opowiadanie będzie miało jeszcze jakieś kilka rozdziałów, planuję kontynuację!!! Druga część będzie dodawana na tej stronie, ale nie wiem jak będzie to dokładnie wyglądać, bo jak wiecie rok szkolny zbliża się wielkimi krokami, a że zaczynam trzecią klasę gimnazjum chcę się wziąć do nauki i osiągnąć tyle na ile mnie stać. Mam nadzieję, że zrozumiecie i mimo wszystko nadal będziecie mnie mobilizować i wspierać. :)

25 komentarzy:

  1. Kontynuuj proszę <3 Jesteś wspaniała i chętne czytam to co piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu taki krótki i myśli tylko miley ? : c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wcześniej narzekaliście, że za często zmieniam narrację, a teraz przeszkadza Wam wizja perspektywy Miley? przepraszam, że nie potrafię Wam wszystkim dogodzić.

      Usuń
  3. . - masz mój komentarz życia , hahah , kochaam cię : *

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. napisałam, że nie mam weny. to i tak cud, że dodałam dzisiaj ten.

      Usuń
  5. krótki, ale ważne, że jest :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudny rozdział!
    Zastanawiam się, gdzie podziali się rodzice Miley
    Wydaje mi się, że Mils pod koniec rozdziału zadzwoniła do Justina :)

    OdpowiedzUsuń
  7. cudny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny <3
    Ale co sie stało z rodzicami Mils?

    OdpowiedzUsuń
  9. Warto było czekać na kolejny rozdział jest cudowny <333

    OdpowiedzUsuń
  10. Co ty opowiadasz.. cudny kest.. ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajny :)
    zadz do justina prawda?

    OdpowiedzUsuń
  12. Jej niecierpliwie czekałam na ten rozdział. Ciekawe gdzie rodzice Mils i do kogo zadzwoniła. Czekam co dalej. //@VeronikaMiriam xoxo

    OdpowiedzUsuń
  13. NastępnyNastępnyNastępnyNastępny <3.

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudowny *.* czekam nn ;**

    OdpowiedzUsuń
  15. Przecież ten rozdział nie jest zły :)

    OdpowiedzUsuń
  16. dawaj dalej bo nie mogę się doczekać . codziennie wchodzę i patrzę czy nic nowego nie ma ;D

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudowny rozdział i wszystko jest na swoim miejscu :) Nie słuchaj ich zmieniaj narracje kiedy tylko będziesz miała ochotę. To opowiadanie jest świetne :) Czekam na kolejny rozdział :** Kocham cie jesteś wspaniała :) :** @Olaa_15

    OdpowiedzUsuń

Szablon w całości wykonany przez Violent na zlecenie highlyabovesky na bloga "As long as you love me".