Miley's POV:
- Justin, pomocy! - Usłyszałam krzyk Ashley. Oderwałam się od Justina i spojrzałam w jego pociemniałe oczy. Bez słowa wybiegliśmy przed dom. Moja przyjaciółka stała roztrzęsiona i wpatrywała się w podjazd. Podążając za jej wzrokiem zamarłam. Nogi się pode mną ugięły, kiedy spostrzegłam ciało zakrwawionego Nathan'a na bruku. Justin już się nad nim nachylał i starał się go ocucić, ale bez rezultatu.
Ashley opadła na kolana tuż przed chłopakiem. Jej płacz był coraz głośniejszy, a ja nie wiedziałam jak zareagować. Moje nogi jakby przyrosły do ziemi.
- Zadzwoń po pogotowie - Justin powiedział stanowczo. Otrząsnęłam się w końcu. Wyjęłam pośpiesznie telefon drżącą dłonią i wykonałam polecenie. Podałam ratownikowi adres i zaistniałą sytuację, której sama nie byłam pewna. Mój głos urywał się co sekundę, a w głowie zaczęło szumieć.
- Oddycha? - Załkała Ash, zwracając się do blondyna.
- Tak, ale potrzebuje lekarza, nie mamy za dużo czasu, może mieć jakieś obrażenia wewnętrzne - odpowiedział, a w tym momencie do naszych uszu dostał się dźwięk syreny. Pomogłam wstać przyjaciółce, kiedy przyjechała karetka. Justin nakreślił zdarzenie przybyłym, a potem dwóch mężczyzn przeniosło bezwładne ciało szatyna na nosze i wsunęło je na pokład pojazdu.
- Mogłabym z panami pojechać? - Zadrżała Ashley.
- Jest pani z rodziny? - Spytał ciepło jeden z lekarzy.
- To.. mój chłopak. Proszę - nie wiem czy dziewczyna naprawdę ukrywała przed nami związek z Nath'em, czy po prostu chciała za wszelką cenę z nimi jechać, więc się nie odezwałam.
- Niech będzie - odpowiedział w końcu. W oczach przemknął błysk. Wsiadła za lekarzem do ambulansu i odjechali, pozostawiając nas na podjeździe samych.
- Musimy tam jechać - szepnął wprost do mojego ucha Justin. Przez natłok myśli, które przewijały się przez moją głowę nawet nie zwróciłam uwagi na to, kiedy chłopak znalazł się tak blisko mnie.
- Jasne, tylko zabierzmy zakupy - wskazałam na porozwalane torby. - I dokumenty Nathan'a - on tylko przytaknął i objął moją zdrętwiałą dłoń. Zgarnął z podjazdu reklamówki, po czym weszliśmy do domu. Wyrwałam mu się z uścisku i poszłam na górę się przebrać. Przygotowanie zabrało mi mało, ale cały czas zastanawiałam się kto mógł doprowadzić Nath'a do takiego stanu. Czyżby członek Cripers'ów? No, ale jakim cudem? Siedział pod domem w krzakach i czatował na to, aż któryś z chłopaków będzie sam? Po co? Po cholerę zawracać sobie głowę Nathan'em czy Justin'em? Z drugiej strony kto mógłby skrzywdzić chłopaka? Kto by to nie był, musimy się tego dowiedzieć. Schodząc po schodach spostrzegłam Justin'a, który właśnie zamknął szufladę jednej z szaf.
- Nie zamartwiaj się tak. Nath wyzdrowieje, jestem tego pewna. Powinniśmy teraz go wspierać, a nie pocieszysz go, kiedy zobaczy się w takim stanie - powiedziałam stając naprzeciwko niego.
- Dobrze o tym wiem, ale nie chcę was stracić. Ten ktoś mógł zrobić coś tobie albo Ashley, a tego bym nie zniósł. - Powiedział i spojrzał w moje oczy. Wierzchem dłoni muskał delikatnie mój policzek.
- Poradzimy sobie, razem. Zobaczysz - skupiając się tylko i wyłącznie na jego zatroskanych tęczówkach, nie spostrzegłam jego nagłej bliskości. Czując jego miętowy oddech na moich spierzchniętych wargach zawładnęły mną dreszcze.
- Nie potrafię wytrzymać, ani chwili bez ciebie - szepnął wprost na moje usta.
- Już nie będziesz musiał - odpowiedziałam i złączyłam nas w namiętnym pocałunku. Był on swoją rodzaju obietnicą bycia razem. Na zawsze. Przez kilka tygodniu poznałam człowieka, przez którego musiałam uciekać z własnego mieszkania, a moja przyjaciółka była zastraszana. Mój były wrócił do miasta. To wszystko musiało się zdarzyć, by dotarło do mnie to co naprawdę czuję. Kocham go. Kocham Justina Bieber'a. Nie potrafiłabym żyć bez niego. Tyle nas różni, ale mimo wszystko jesteśmy jak jedność. Mimo wielu kłótni... Roxane, nawet ona już nas nie poróżni.
Nagle spadło na mnie wspomnienie wczorajszej wizyty w Stramford. On musi się o tym dowiedzieć. Nie chcę mieć przed nim tajemnic. Zresztą może pomógłby mi odnaleźć rodziców...?
- Kocham cię - szepnął, opierając się czołem o czoło.
- Ja ciebie też - złożyłam na jego wargach wilgotny pocałunek. - I dlatego musisz o czymś wiedzieć.
- Miley, mieliśmy jechać do Nath'a. To nie mogłoby zaczekać? - Spojrzał na mnie smutno. Poczułam ukłucie w sercu, mimo tego, że byłam świadoma jego bliskiej więzi z przyjacielem.
- Pamiętasz mój wczorajszy telefon? - Zawahałam się i nabrałam powietrza w płuca. - Byłam w Stramford nie z byle powodu - "chciałam przed tobą uciec" pomyślałam. - Pochodzę stamtąd. Moi rodzice nadal tam mieszkają. Potrzebowałam wsparcia, rozmowy... Niestety, kiedy tam już dotarłam nikogo nie zastałam. Dom stał pusty. Był wręcz opuszczony. Ani moich rodziców, ani ubrań czy jedzenia. Zupełnie nic.
- Czekaj. Chcesz mi powiedzieć, że byłaś w Stramford, by odwiedzić rodzinę, a oni jakby rozpłynęli się w powietrzu? To niemożliwe.
- Przecież widziałam na własne oczy.
- Zajmiemy się tym, dobrze? - objął moją talię. Przytaknęłam delikatnie głową. Chłopak spojrzał na mnie i zabrał dokumenty przyjaciela.
- Gotowa? - spytał.
- Chyba - zająknęłam się.
***
- Gdzie mogę znaleźć Nathan'a Clark'a? - Justin zapytał pielęgniarki. Tak, byliśmy już w szpitalu. Przez całą drogę jechaliśmy w ciszy. Każdy z nas był pochłonięty przez własne myśli. Nie dostrzegałam świata dookoła. Za dużo się działo, nie potrafiłam skupić się na niczym, więc to blondyn zaprowadził mnie do sali. Bez pukania weszliśmy po cichu do pokoju.
- Jesteście - usłyszałam cichy i słaby głos przyjaciółki.
- Co z nim? - spytał Justin. Spojrzałam na nieprzytomnego chłopaka, który leżał na białej, szpitalnej pościeli. Jedno oko miał sine i podpuchnięte, twarz przyozdobioną licznymi zadrapaniami. Jego ręce były podłączone za pomocą kabli do kroplówki.
- Miał operację, ponieważ wykryli obrażenie wewnętrzne. Wszystko się udało, ma tylko połamane żebro i te ślady. Tylko, że nie wiedzą kiedy się obudzi...
- Jak to nie wiedzą? - Spojrzałam na nią przerażona. Kilka łez opuściło jej brązowe oczy, by spłynąć po bladej twarzy.
- Jest w śpiączce.
- Ash, nie martw się. Szybko z tego wyjdzie, Nath jest silny - Justin zmusił się do bladego uśmiechu, który w rzeczywistości wyglądał jak grymas.
- Shhh - przytuliłam się do trzęsącej się dziewczyny. Zaczęła płakać.
- On nie może...
- Ciii, wszystko będzie dobrze - szepnęłam do jej ucha. W sali nastała cisza, którą po chwili przerwał dźwięk telefonu Justin'a.
- Przepraszam - rzucił i wyszedł.
- Miley? - jej głos nadal drżał.
- Tak, kochanie?
- Czy wy... jesteście szczęśliwi? - Na te pytanie spojrzałam w jej czekoladowe oczy. Przez moment nie odezwałam się. Musiałam przemyśleć to niespodziewane pytanie. Czy jestem z Justin'em szczęśliwa? Kocham go, to oczywiste, ale czy aby na pewno mogę nazwać to szczęściem? Miałam już coś odpowiedzieć, ale do pokoju wpadł Justin. Jego twarz była bez emocji. Nie mogłam dostrzec tego co w tamtej chwili czuł.
- Mils, mogłabyś na chwilę? - Wskazał ruchem głowy na korytarz.
- Ash.. - spojrzałam na przyjaciółkę.
- Idź, poradzę sobie - odpowiedziała bez zastanowienia.
W milczeniu ruszyłam w stronę drzwi. Po chwili poczułam dłoń chłopaka na tali. Kierował nas w stronę składziku na miotły. Świetnie, jak kiedyś w szkole. Na samo wspomnienie mimowolnie na moją twarz wtargnął uśmiech.
- Coś się stało? - spytałam, kiedy drzwi zostały zamknięte. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Światło sączyło się z ledwo działającej żarówki wiszącej pod sufitem. Dookoła walały się wiadra, miotły i środki do czyszczenia.
- Przez to wszystko co się ostatnio działo, zapomniałem, że Marcus ma dzisiaj urodziny.
- I co w związku z tym? - Spytałam szczerze zaciekawiona.
- Zaprosił mnie na imprezę, chciałem zabrać ciebie, ale chyba będziemy musieli sobie odpuścić, nie możemy zostawić Nath'a samego.
- Marcus? Ten, który ostrzegł nas przed Cripersami w klubie? Musisz tam iść. Jesteś mu to przecież dłużny, gdyby nie on... Nie chcę nawet o tym myśleć.
- Może i masz rację, ale nie chcę iść sam - zrobił smutną minkę.
- Pogadam z Ashley, zresztą wydaje mi się, że będzie chciała trochę czasu spędzić sama.
- Naprawdę? Nie wiem czy powinniśmy... - przerwałam mu pocałunkiem.
- Przestań się wszystkim martwić, będzie dobrze - wsunęłam dłoń w jego jedwabiście miękkie włosy. - Chodź już - ujęłam jego dłoń i wyszliśmy z ciemnej klitki. Nagle oczy zaczęły mnie piec przez oślepiające światło w korytarzu. Prawie na ślepo skierowaliśmy się do sali, w której leżał Nathan. Ashley siedziała w milczeniu.
- Ashley? - Szepnęłam.
- Tak?
- Musimy dzisiaj na noc wyjść z Justin'em. Wiem, że to nieodpowiednia chwila, ale to naprawdę ważne. Poradzisz sobie? - Spojrzałam na nią pełna nadziei.
- Jasne. Nic wielkiego. Ja też mam do was prośbę.
- Tak? - odezwał się pobudzony Justin.
- Moglibyście mnie teraz zostawić z nim? Potrzebuję z nim "porozmawiać" - kiedy wypowiadała ostatnie słowo zrobiła cudzysłów z palców.
- Dobrze - odpowiedzieliśmy razem. Wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się do windy. Kiedy drzwi zamknęły się z charakterystycznym dźwiękiem Justin nagle się do mnie zbliżył.
- Co ty ro... - zaczęłam, ale moje słowa zostały pochłonięte przez jego pulchne wargi.
- Shhh - szepnął. Ujął dłońmi moje biodra, przyciskając do ściany. - Przez te kilka dni, kiedy ty... kiedy my. No, kiedy ze sobą nie przebywaliśmy, a ty widziałaś się z Zayn'em nie potrafiłem się uspokoić. Ciągle byłem zdenerwowany. Potrzebuję cię, cholernie mocno - warknął i natarł na moje wargi. Jego pulchne usta tańczyły z moimi w idealnym tańcu. Nasze języki odnalazły wspólną drogę i połączyły się z towarzyszącym dźwiękiem ssania.
- Ale ty na mnie działasz - zachichotał Justin, kiedy oderwaliśmy się od siebie i wskazał głową na sporą wypukłość w spodniach.
- To moja wina? - zawtórowałam mu. Obdarzył mnie swoim uwodzicielskim uśmiechem i już miał mnie znowu pocałować, kiedy winda się otworzyła. Moje policzka płonęły. Dosłownie.
- Gdzie jedziemy? - spytałam zapinając pasy w samochodzie.
- Zabieram cię na zakupy.
- Świetnie - uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że te chwile spędzone razem chociaż na pewien czas wymażą z naszej pamięci przykre zdarzenia ostatnich dni. Chciałam, żeby znowu było tak jak na początku.
Po kilkunastu minutach Justin zaparkował samochód przed wielkim centrum handlowym. Blondyn wysiadł pierwszy, obiegł samochód i otworzył przede mną drzwi. Posłałam mu ciepły uśmiech, a on objął mnie w tali. Po chwili usłyszałam dźwięk zakluczanego samochodu. Kilka godzin sam na sam z Justin'em. Tęskniłam za jego bliskością, a teraz miałam go na wyciągnięcie ręki. Albo i palca. Skierowaliśmy się do najbliższego sklepu z odzieżą damską. Już na wystawie znalazłam sukienkę, którą chciałam założyć na dzisiejsze urodziny. Była to zwykła, mała czarna, a do niej dobrałam jeszcze skórzaną kurtkę i biżuterię.
- Wow - wyrwało się Justin'owi kiedy zobaczył mnie wychodzącą z przymierzalni. - Bierzemy to! - od razu krzyknął, na co po raz kolejny zachichotałam. Nie jesteśmy normalni, prawda? Moi rodzice zniknęli, Nathan został pobity, a my chodzimy po sklepach i szykujemy się na imprezę jakby nigdy nic. Starałam sobie wmówić, że to dla Marcusa, który nas uratował, ale w głębi serca chciałam się po prostu wraz z Justin'em wyrwać od tego wszystkiego.
- No idź się przebierz, a zaraz poszukamy czegoś dla mnie, moja shawty. - Wyrwał mnie z zamyśleń. Jak mnie nazwał? " Moja shawty"? Fala motylków zalała mnie od środka. Z wielkim uśmiechem na twarzy schowałam się za kotarą i zamieniłam kreację na moje prywatne ubrania. Po wyjściu podałam rzeczy Justin'owi, który od razu podszedł z nimi do kasy. Nie chciałam nawet patrzeć na cenę, bo gdyby okazała się duża, a tak zazwyczaj było, wiedziałam, że moje sumienie kazałoby zapłacić, ale z drugiej strony był cholernie uparty Bieber, który by na to nie pozwolił.
Odnalazłam w końcu butik z całkiem modnymi męskimi ubraniami, więc zaczęłam przeszukiwać wieszaki, aż znalazłam coś co idealnie pasowało - błękitna, jeansowa kurtka, do tego biały t-shirt, czarne rurki, ciemne supry i złoty, gruby naszyjnik. Podałam wszystko chłopakowi, a kiedy wyszedł moje usta uderzyły o podłogę. Wyglądał niesamowicie.
- No no - skomentowałam. - Nieźle - uśmiechnęłam się.
- Tylko tyle? - Spytał rozczarowany.
- Na razie ci wystarczy tych komplementów. Mamy mało czasu.
***
- Gotowa? - Spytał, obejmując mnie w pasie, a jego dłoń przez moment wylądowała na moim pośladku, na co zadrżałam.
- Bardziej chyba nie będę - odpowiedziałam szczerze. Wyszliśmy na chłodny wieczór. Po chwili już znaleźliśmy się w ogrzanym samochodzie. Droga dłużyła się w nieskończoność. Każda kolejna minuta była dla mnie męczarnią. Justin co chwilę na mnie zerkał, a to wcale mi nie pomagało.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Justin zaparkował samochód na ulicy, znajdującej się tuż przed wielkim domem. Kiedy już wysiadłam, rozejrzałam się i spostrzegłam tłum bawiący się w ogródku.W moim podbrzuszu zagościło stado szalonych motylków. Zaczęłam nerwowo zsuwać obcisłą sukienkę, tak by zakryła jak największą część uda. Po chwili poczułam na swoich ramionach czyjeś dłonie.
- Wyglądasz wspaniale, nie musisz nic poprawiać - Jusitn wymruczał do mojego ucha, a owady w żołądku jeszcze bardziej dały się we znaki.
- Chodźmy już - ponagliłam.
- Poprowadzę cię. Przyjaciele Marcusa mają specjalne miejsce - obdarzył mnie słodkim uśmiechem, który nawet w świetle nocy dało się spostrzec.
Nie odpowiedziałam, tylko podałam mu swoją dłoń, którą szybko ujął. Bez większych ceregieli weszliśmy do posiadłości. Chłopak podał spotkanym znajomym dłoń, ale przez cały czas zachowywał czujność. Po kilku rozmowach, skierowaliśmy się na okrągłe schody. Sądziłam, że Juss kieruje nas na pierwsze piętro, ale jednak moja intuicja mnie zawiodła. Do moich uszu napływała coraz głośniejsza muzyka i krzyki bawiących się ludzi, a moja głowa starała się za wszelką cenę nie wybuchnąć.
Tam gdzie miało mieścić się drugie piętro znajdował się parkiet pod gołym niebem. Po prawej stronie "dachu" mieścił się obszerny barek.
- Może najpierw zatańczymy, hmm? - zaproponował chłopak, widząc moje zainteresowanie wypisane w oczach.
- Jasne - odpowiedziałam i przecisnęłam nas przez nieźle już wstawiony tłum.
Obróciłam się twarzą do Justin'a i powiesiłam swoje ręce na jego szyi, zatapiając dłonie w miękkich, jasnych włosach. Mimo słabego światła panującego na parkiecie widziałam urocze iskry migające w jego karmelowych oczach.
- O czym myślisz? - Spytałam się. Chłopak nachylił się nade mną i zaczął muskać wargami skórę nad moim uchem.
- O tobie. O nas. O tym wszystkim co ostatnio się stało - odpowiedział pomiędzy pocałunkami.
- Już ci mówiłam - przerwałam, by zatrzymać jęk, który chciał się wydobyć z moich ust, pod wpływem manipulacji Justin'a. - Żebyś przestał się martwić. Poradzimy sobie - skończyłam z westchnieniem. Chłopak odsunął się ode mnie, by spojrzeć mi w oczy.
- Nie chcę cię po prostu stracić. Tyle razy już spieprzyłem, że kolejnego razu, bym nie zniósł.
- Będę przy tobie, obiecuję - nachyliłam się do niego, by złożyć na jego wargach słodki pocałunek, który po chwili przerósł się w coś głębszego. Nasze języki ocierały się o siebie, a wargi napierały coraz mocniej.
- Ej stary! - Usłyszałam za plecami Justin'a. Przerwaliśmy sobie, by spojrzeć na rozpromienionego Marcus'a. Z tej odległości potrafiłam wyczuć, że nieźle sobie popił, ale kto mu zabroni, w końcu to jego urodziny. Z drugiej strony znowu nam przeszkodził w ważnym momencie - to już trochę denerwujące.
- Siema - rzucił do niego Justin. - Wszystkiego najlepszego! - Krzyknął, by przebić się przez falę głośnych dźwięków.
- Muszę ci coś pokazać, chodź na chwilę! - Odkrzyknął mu solenizant.
- Musisz teraz, koleś? Widzisz, że mam coś innego do roboty - uśmiechnął się, wpatrując się we mnie z pożądaniem. Mały napaleniec, nie ma co.
- To ważne, chodź na chwilę, nic twojej małej niuni się nie stanie - zaśmiał się na tyle głośno, by mnie przeszły dreszcze. Justin spojrzał na mnie pytająco, na co ja machnęłam ręką, na znak, że może iść.
- Za chwilę się zjawie, bądź ostrożna, shawty - musnął mój policzek i ruszył przez tłum ze znajomym.
Nagle poczułam powiew zimnego wiatru, który ogarnął moje ciało. Zakryłam się szczelniej skórzaną kurtką i zaczęłam stukać nerwowo obcasem o podłogę.
- Miley? - Usłyszałam tuż obok chrapliwy głos. Obróciłam głowę w stronę, z której pochodził i znieruchomiałam. Zayn.
- Co ty tutaj robisz? - Spojrzałam na niego.
- Miałem zapytać cię o to samo.
- Przyjechałam z Justin'em - odpowiedziałam bez namysłu. - Aaa ty?
- Marcus to mój dobry przyjaciel.
- Tak? - Odruchowo spojrzałam w tłum, niecierpliwie doszukując się Justin'a.
- Wiem, że nasze ostatnie spotkanie nie wypadło za dobrze - brunet znalazł się nagle o wiele bliżej, niż wcześniej.
- Nie za dobrze? Kpisz sobie? Zostawiłeś mnie i zniknąłeś, bez słowa wyjaśnienia! - Krzyknęłam.
- Oh, Miley, wtedy nie miałem czasu nic ci wyjaśniać, uwierz mi to naprawdę było pilne. Możemy teraz wszystko nadrobić - położył swoją dłoń na moim odkrytym obojczyku.
- Nie. - Warknęłam i zrzuciłam jego rękę.
- Nie daj się prosić. Daj mi się chociaż wytłumaczyć - skupił na mnie wzrok. W sumie co mi szkodzi? Przecież Justin i tak teraz jest z Marcus'em, a ja przyszłam się tu wyluzować.
- Ok - powiedziałam i potrząsnęłam energicznie głową. Entuzjastycznie złapał moją dłoń i poprowadził na dół po schodach.
- Staram się znaleźć ciche miejsce - wytłumaczył, obracając się do mnie przez ramię. Zatrzymał się przez moment na pierwszym piętrze, a po chwili skręcił w jeden z korytarzy.
Justin's POV:
- Stary, wiem, że to twoje urodziny, ale jesteś pijany jak bela. Po co mi pokazujesz nowy barek? Cholera, idę do Miley, kretynie! - Krzyknąłem do niego, a on tylko zaśmiał się nerwowo. Obróciłem się i ruszyłem w kierunku miejsca, gdzie zostawiłem dziewczynę. Nie było jej tam, a na schodach zauważyłem znikające włosy; zupełnie jak jej. Pomknąłem w tamtą stronę, starając się jak najszybciej do niej dotrzeć, ale kiedy zbiegłem po schodach na pierwsze piętro nigdzie jej nie było, więc skierowałem się niżej. Dość długo zajęło mi przejście przez tłum pijanych imprezowiczów i po żmudnych poszukiwaniach mogłem stwierdzić jedno - nie było jej.
Miley's POV:
Zayn przepuścił mnie w drzwiach, kiedy usłyszałam na schodach czyjeś kroki. Nie miałam szansy odwrócić się w tamtą stronę, gdyż poczułam szmatkę przytwierdzoną do moich ust. Dziwny zapach rozprzestrzenił się w moich nozdrzach, a mi zrobiło się dziwnie słabo. Zanim mogłam zareagować, moje oczy zamknęły się.
No one's POV:
Justin jeszcze raz przeszukał tłumy, zajrzał do każdego pokoju, ale mimo starań nie odnalazł szatynki. Poczuł nagle dziwne ściśnięcie w sercu. Nie ma jej. Przepadła. "To nie możliwe" - pomyślał, a jego głos w głowie odpowiedział, a jednak prawdziwe. Zgubiłeś ją Justin. Twoja shawty przepadła.
___________________________________________________________
1. Jak już zauważyliście był to ostatni rozdział " Make me your shawty ". Epilog skończył się dość nieszczęśliwie i tajemniczo, aleeeee mam też dobre wieści! :) Druga część powinna pojawić się wkrótce.. SOON, ahaha. :D Ogólnie to teraz zajmuje się sprawami organizacyjnymi - tzn. promocją drugiej części, szablonem i wgl. :D
2. Mam nadzieję, że pierwszy rozdział drugiej części pojawi się jak najszybciej, ale przewiduję tydzień, tudzież półtorej, pożyjemy zobaczymy. :D
3. Kolejna część nazywać się będzie " As long as you love me "
4. Do ALAYLM został już stworzony trailer klik, mam nadzieję, że się spodoba. <3
5. Rzecz najważniejsza - proszę o to, by każdy kto przeczytał MMYS zostawił tu po sobie szczerą opinię o tym rozdziale, jak i o całości. Mam nadzieję, że mogę na Was liczyć, bo coraz bardziej czuję, że Was tracę. :c
Także do następnego! xoxo
Wasza @highlyabovesky
- Nie potrafię wytrzymać, ani chwili bez ciebie - szepnął wprost na moje usta.
- Już nie będziesz musiał - odpowiedziałam i złączyłam nas w namiętnym pocałunku. Był on swoją rodzaju obietnicą bycia razem. Na zawsze. Przez kilka tygodniu poznałam człowieka, przez którego musiałam uciekać z własnego mieszkania, a moja przyjaciółka była zastraszana. Mój były wrócił do miasta. To wszystko musiało się zdarzyć, by dotarło do mnie to co naprawdę czuję. Kocham go. Kocham Justina Bieber'a. Nie potrafiłabym żyć bez niego. Tyle nas różni, ale mimo wszystko jesteśmy jak jedność. Mimo wielu kłótni... Roxane, nawet ona już nas nie poróżni.
Nagle spadło na mnie wspomnienie wczorajszej wizyty w Stramford. On musi się o tym dowiedzieć. Nie chcę mieć przed nim tajemnic. Zresztą może pomógłby mi odnaleźć rodziców...?
- Kocham cię - szepnął, opierając się czołem o czoło.
- Ja ciebie też - złożyłam na jego wargach wilgotny pocałunek. - I dlatego musisz o czymś wiedzieć.
- Miley, mieliśmy jechać do Nath'a. To nie mogłoby zaczekać? - Spojrzał na mnie smutno. Poczułam ukłucie w sercu, mimo tego, że byłam świadoma jego bliskiej więzi z przyjacielem.
- Pamiętasz mój wczorajszy telefon? - Zawahałam się i nabrałam powietrza w płuca. - Byłam w Stramford nie z byle powodu - "chciałam przed tobą uciec" pomyślałam. - Pochodzę stamtąd. Moi rodzice nadal tam mieszkają. Potrzebowałam wsparcia, rozmowy... Niestety, kiedy tam już dotarłam nikogo nie zastałam. Dom stał pusty. Był wręcz opuszczony. Ani moich rodziców, ani ubrań czy jedzenia. Zupełnie nic.
- Czekaj. Chcesz mi powiedzieć, że byłaś w Stramford, by odwiedzić rodzinę, a oni jakby rozpłynęli się w powietrzu? To niemożliwe.
- Przecież widziałam na własne oczy.
- Zajmiemy się tym, dobrze? - objął moją talię. Przytaknęłam delikatnie głową. Chłopak spojrzał na mnie i zabrał dokumenty przyjaciela.
- Gotowa? - spytał.
- Chyba - zająknęłam się.
***
- Gdzie mogę znaleźć Nathan'a Clark'a? - Justin zapytał pielęgniarki. Tak, byliśmy już w szpitalu. Przez całą drogę jechaliśmy w ciszy. Każdy z nas był pochłonięty przez własne myśli. Nie dostrzegałam świata dookoła. Za dużo się działo, nie potrafiłam skupić się na niczym, więc to blondyn zaprowadził mnie do sali. Bez pukania weszliśmy po cichu do pokoju.
- Jesteście - usłyszałam cichy i słaby głos przyjaciółki.
- Co z nim? - spytał Justin. Spojrzałam na nieprzytomnego chłopaka, który leżał na białej, szpitalnej pościeli. Jedno oko miał sine i podpuchnięte, twarz przyozdobioną licznymi zadrapaniami. Jego ręce były podłączone za pomocą kabli do kroplówki.
- Miał operację, ponieważ wykryli obrażenie wewnętrzne. Wszystko się udało, ma tylko połamane żebro i te ślady. Tylko, że nie wiedzą kiedy się obudzi...
- Jak to nie wiedzą? - Spojrzałam na nią przerażona. Kilka łez opuściło jej brązowe oczy, by spłynąć po bladej twarzy.
- Jest w śpiączce.
- Ash, nie martw się. Szybko z tego wyjdzie, Nath jest silny - Justin zmusił się do bladego uśmiechu, który w rzeczywistości wyglądał jak grymas.
- Shhh - przytuliłam się do trzęsącej się dziewczyny. Zaczęła płakać.
- On nie może...
- Ciii, wszystko będzie dobrze - szepnęłam do jej ucha. W sali nastała cisza, którą po chwili przerwał dźwięk telefonu Justin'a.
- Przepraszam - rzucił i wyszedł.
- Miley? - jej głos nadal drżał.
- Tak, kochanie?
- Czy wy... jesteście szczęśliwi? - Na te pytanie spojrzałam w jej czekoladowe oczy. Przez moment nie odezwałam się. Musiałam przemyśleć to niespodziewane pytanie. Czy jestem z Justin'em szczęśliwa? Kocham go, to oczywiste, ale czy aby na pewno mogę nazwać to szczęściem? Miałam już coś odpowiedzieć, ale do pokoju wpadł Justin. Jego twarz była bez emocji. Nie mogłam dostrzec tego co w tamtej chwili czuł.
- Mils, mogłabyś na chwilę? - Wskazał ruchem głowy na korytarz.
- Ash.. - spojrzałam na przyjaciółkę.
- Idź, poradzę sobie - odpowiedziała bez zastanowienia.
W milczeniu ruszyłam w stronę drzwi. Po chwili poczułam dłoń chłopaka na tali. Kierował nas w stronę składziku na miotły. Świetnie, jak kiedyś w szkole. Na samo wspomnienie mimowolnie na moją twarz wtargnął uśmiech.
- Coś się stało? - spytałam, kiedy drzwi zostały zamknięte. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Światło sączyło się z ledwo działającej żarówki wiszącej pod sufitem. Dookoła walały się wiadra, miotły i środki do czyszczenia.
- Przez to wszystko co się ostatnio działo, zapomniałem, że Marcus ma dzisiaj urodziny.
- I co w związku z tym? - Spytałam szczerze zaciekawiona.
- Zaprosił mnie na imprezę, chciałem zabrać ciebie, ale chyba będziemy musieli sobie odpuścić, nie możemy zostawić Nath'a samego.
- Marcus? Ten, który ostrzegł nas przed Cripersami w klubie? Musisz tam iść. Jesteś mu to przecież dłużny, gdyby nie on... Nie chcę nawet o tym myśleć.
- Może i masz rację, ale nie chcę iść sam - zrobił smutną minkę.
- Pogadam z Ashley, zresztą wydaje mi się, że będzie chciała trochę czasu spędzić sama.
- Naprawdę? Nie wiem czy powinniśmy... - przerwałam mu pocałunkiem.
- Przestań się wszystkim martwić, będzie dobrze - wsunęłam dłoń w jego jedwabiście miękkie włosy. - Chodź już - ujęłam jego dłoń i wyszliśmy z ciemnej klitki. Nagle oczy zaczęły mnie piec przez oślepiające światło w korytarzu. Prawie na ślepo skierowaliśmy się do sali, w której leżał Nathan. Ashley siedziała w milczeniu.
- Ashley? - Szepnęłam.
- Tak?
- Musimy dzisiaj na noc wyjść z Justin'em. Wiem, że to nieodpowiednia chwila, ale to naprawdę ważne. Poradzisz sobie? - Spojrzałam na nią pełna nadziei.
- Jasne. Nic wielkiego. Ja też mam do was prośbę.
- Tak? - odezwał się pobudzony Justin.
- Moglibyście mnie teraz zostawić z nim? Potrzebuję z nim "porozmawiać" - kiedy wypowiadała ostatnie słowo zrobiła cudzysłów z palców.
- Dobrze - odpowiedzieliśmy razem. Wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się do windy. Kiedy drzwi zamknęły się z charakterystycznym dźwiękiem Justin nagle się do mnie zbliżył.
- Co ty ro... - zaczęłam, ale moje słowa zostały pochłonięte przez jego pulchne wargi.
- Shhh - szepnął. Ujął dłońmi moje biodra, przyciskając do ściany. - Przez te kilka dni, kiedy ty... kiedy my. No, kiedy ze sobą nie przebywaliśmy, a ty widziałaś się z Zayn'em nie potrafiłem się uspokoić. Ciągle byłem zdenerwowany. Potrzebuję cię, cholernie mocno - warknął i natarł na moje wargi. Jego pulchne usta tańczyły z moimi w idealnym tańcu. Nasze języki odnalazły wspólną drogę i połączyły się z towarzyszącym dźwiękiem ssania.
- Ale ty na mnie działasz - zachichotał Justin, kiedy oderwaliśmy się od siebie i wskazał głową na sporą wypukłość w spodniach.
- To moja wina? - zawtórowałam mu. Obdarzył mnie swoim uwodzicielskim uśmiechem i już miał mnie znowu pocałować, kiedy winda się otworzyła. Moje policzka płonęły. Dosłownie.
- Gdzie jedziemy? - spytałam zapinając pasy w samochodzie.
- Zabieram cię na zakupy.
- Świetnie - uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że te chwile spędzone razem chociaż na pewien czas wymażą z naszej pamięci przykre zdarzenia ostatnich dni. Chciałam, żeby znowu było tak jak na początku.
Po kilkunastu minutach Justin zaparkował samochód przed wielkim centrum handlowym. Blondyn wysiadł pierwszy, obiegł samochód i otworzył przede mną drzwi. Posłałam mu ciepły uśmiech, a on objął mnie w tali. Po chwili usłyszałam dźwięk zakluczanego samochodu. Kilka godzin sam na sam z Justin'em. Tęskniłam za jego bliskością, a teraz miałam go na wyciągnięcie ręki. Albo i palca. Skierowaliśmy się do najbliższego sklepu z odzieżą damską. Już na wystawie znalazłam sukienkę, którą chciałam założyć na dzisiejsze urodziny. Była to zwykła, mała czarna, a do niej dobrałam jeszcze skórzaną kurtkę i biżuterię.
- Wow - wyrwało się Justin'owi kiedy zobaczył mnie wychodzącą z przymierzalni. - Bierzemy to! - od razu krzyknął, na co po raz kolejny zachichotałam. Nie jesteśmy normalni, prawda? Moi rodzice zniknęli, Nathan został pobity, a my chodzimy po sklepach i szykujemy się na imprezę jakby nigdy nic. Starałam sobie wmówić, że to dla Marcusa, który nas uratował, ale w głębi serca chciałam się po prostu wraz z Justin'em wyrwać od tego wszystkiego.
- No idź się przebierz, a zaraz poszukamy czegoś dla mnie, moja shawty. - Wyrwał mnie z zamyśleń. Jak mnie nazwał? " Moja shawty"? Fala motylków zalała mnie od środka. Z wielkim uśmiechem na twarzy schowałam się za kotarą i zamieniłam kreację na moje prywatne ubrania. Po wyjściu podałam rzeczy Justin'owi, który od razu podszedł z nimi do kasy. Nie chciałam nawet patrzeć na cenę, bo gdyby okazała się duża, a tak zazwyczaj było, wiedziałam, że moje sumienie kazałoby zapłacić, ale z drugiej strony był cholernie uparty Bieber, który by na to nie pozwolił.
Odnalazłam w końcu butik z całkiem modnymi męskimi ubraniami, więc zaczęłam przeszukiwać wieszaki, aż znalazłam coś co idealnie pasowało - błękitna, jeansowa kurtka, do tego biały t-shirt, czarne rurki, ciemne supry i złoty, gruby naszyjnik. Podałam wszystko chłopakowi, a kiedy wyszedł moje usta uderzyły o podłogę. Wyglądał niesamowicie.
- No no - skomentowałam. - Nieźle - uśmiechnęłam się.
- Tylko tyle? - Spytał rozczarowany.
- Na razie ci wystarczy tych komplementów. Mamy mało czasu.
***
- Gotowa? - Spytał, obejmując mnie w pasie, a jego dłoń przez moment wylądowała na moim pośladku, na co zadrżałam.
- Bardziej chyba nie będę - odpowiedziałam szczerze. Wyszliśmy na chłodny wieczór. Po chwili już znaleźliśmy się w ogrzanym samochodzie. Droga dłużyła się w nieskończoność. Każda kolejna minuta była dla mnie męczarnią. Justin co chwilę na mnie zerkał, a to wcale mi nie pomagało.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Justin zaparkował samochód na ulicy, znajdującej się tuż przed wielkim domem. Kiedy już wysiadłam, rozejrzałam się i spostrzegłam tłum bawiący się w ogródku.W moim podbrzuszu zagościło stado szalonych motylków. Zaczęłam nerwowo zsuwać obcisłą sukienkę, tak by zakryła jak największą część uda. Po chwili poczułam na swoich ramionach czyjeś dłonie.
- Wyglądasz wspaniale, nie musisz nic poprawiać - Jusitn wymruczał do mojego ucha, a owady w żołądku jeszcze bardziej dały się we znaki.
- Chodźmy już - ponagliłam.
- Poprowadzę cię. Przyjaciele Marcusa mają specjalne miejsce - obdarzył mnie słodkim uśmiechem, który nawet w świetle nocy dało się spostrzec.
Nie odpowiedziałam, tylko podałam mu swoją dłoń, którą szybko ujął. Bez większych ceregieli weszliśmy do posiadłości. Chłopak podał spotkanym znajomym dłoń, ale przez cały czas zachowywał czujność. Po kilku rozmowach, skierowaliśmy się na okrągłe schody. Sądziłam, że Juss kieruje nas na pierwsze piętro, ale jednak moja intuicja mnie zawiodła. Do moich uszu napływała coraz głośniejsza muzyka i krzyki bawiących się ludzi, a moja głowa starała się za wszelką cenę nie wybuchnąć.
Tam gdzie miało mieścić się drugie piętro znajdował się parkiet pod gołym niebem. Po prawej stronie "dachu" mieścił się obszerny barek.
- Może najpierw zatańczymy, hmm? - zaproponował chłopak, widząc moje zainteresowanie wypisane w oczach.
- Jasne - odpowiedziałam i przecisnęłam nas przez nieźle już wstawiony tłum.
Obróciłam się twarzą do Justin'a i powiesiłam swoje ręce na jego szyi, zatapiając dłonie w miękkich, jasnych włosach. Mimo słabego światła panującego na parkiecie widziałam urocze iskry migające w jego karmelowych oczach.
- O czym myślisz? - Spytałam się. Chłopak nachylił się nade mną i zaczął muskać wargami skórę nad moim uchem.
- O tobie. O nas. O tym wszystkim co ostatnio się stało - odpowiedział pomiędzy pocałunkami.
- Już ci mówiłam - przerwałam, by zatrzymać jęk, który chciał się wydobyć z moich ust, pod wpływem manipulacji Justin'a. - Żebyś przestał się martwić. Poradzimy sobie - skończyłam z westchnieniem. Chłopak odsunął się ode mnie, by spojrzeć mi w oczy.
- Nie chcę cię po prostu stracić. Tyle razy już spieprzyłem, że kolejnego razu, bym nie zniósł.
- Będę przy tobie, obiecuję - nachyliłam się do niego, by złożyć na jego wargach słodki pocałunek, który po chwili przerósł się w coś głębszego. Nasze języki ocierały się o siebie, a wargi napierały coraz mocniej.
- Ej stary! - Usłyszałam za plecami Justin'a. Przerwaliśmy sobie, by spojrzeć na rozpromienionego Marcus'a. Z tej odległości potrafiłam wyczuć, że nieźle sobie popił, ale kto mu zabroni, w końcu to jego urodziny. Z drugiej strony znowu nam przeszkodził w ważnym momencie - to już trochę denerwujące.
- Siema - rzucił do niego Justin. - Wszystkiego najlepszego! - Krzyknął, by przebić się przez falę głośnych dźwięków.
- Muszę ci coś pokazać, chodź na chwilę! - Odkrzyknął mu solenizant.
- Musisz teraz, koleś? Widzisz, że mam coś innego do roboty - uśmiechnął się, wpatrując się we mnie z pożądaniem. Mały napaleniec, nie ma co.
- To ważne, chodź na chwilę, nic twojej małej niuni się nie stanie - zaśmiał się na tyle głośno, by mnie przeszły dreszcze. Justin spojrzał na mnie pytająco, na co ja machnęłam ręką, na znak, że może iść.
- Za chwilę się zjawie, bądź ostrożna, shawty - musnął mój policzek i ruszył przez tłum ze znajomym.
Nagle poczułam powiew zimnego wiatru, który ogarnął moje ciało. Zakryłam się szczelniej skórzaną kurtką i zaczęłam stukać nerwowo obcasem o podłogę.
- Miley? - Usłyszałam tuż obok chrapliwy głos. Obróciłam głowę w stronę, z której pochodził i znieruchomiałam. Zayn.
- Co ty tutaj robisz? - Spojrzałam na niego.
- Miałem zapytać cię o to samo.
- Przyjechałam z Justin'em - odpowiedziałam bez namysłu. - Aaa ty?
- Marcus to mój dobry przyjaciel.
- Tak? - Odruchowo spojrzałam w tłum, niecierpliwie doszukując się Justin'a.
- Wiem, że nasze ostatnie spotkanie nie wypadło za dobrze - brunet znalazł się nagle o wiele bliżej, niż wcześniej.
- Nie za dobrze? Kpisz sobie? Zostawiłeś mnie i zniknąłeś, bez słowa wyjaśnienia! - Krzyknęłam.
- Oh, Miley, wtedy nie miałem czasu nic ci wyjaśniać, uwierz mi to naprawdę było pilne. Możemy teraz wszystko nadrobić - położył swoją dłoń na moim odkrytym obojczyku.
- Nie. - Warknęłam i zrzuciłam jego rękę.
- Nie daj się prosić. Daj mi się chociaż wytłumaczyć - skupił na mnie wzrok. W sumie co mi szkodzi? Przecież Justin i tak teraz jest z Marcus'em, a ja przyszłam się tu wyluzować.
- Ok - powiedziałam i potrząsnęłam energicznie głową. Entuzjastycznie złapał moją dłoń i poprowadził na dół po schodach.
- Staram się znaleźć ciche miejsce - wytłumaczył, obracając się do mnie przez ramię. Zatrzymał się przez moment na pierwszym piętrze, a po chwili skręcił w jeden z korytarzy.
Justin's POV:
- Stary, wiem, że to twoje urodziny, ale jesteś pijany jak bela. Po co mi pokazujesz nowy barek? Cholera, idę do Miley, kretynie! - Krzyknąłem do niego, a on tylko zaśmiał się nerwowo. Obróciłem się i ruszyłem w kierunku miejsca, gdzie zostawiłem dziewczynę. Nie było jej tam, a na schodach zauważyłem znikające włosy; zupełnie jak jej. Pomknąłem w tamtą stronę, starając się jak najszybciej do niej dotrzeć, ale kiedy zbiegłem po schodach na pierwsze piętro nigdzie jej nie było, więc skierowałem się niżej. Dość długo zajęło mi przejście przez tłum pijanych imprezowiczów i po żmudnych poszukiwaniach mogłem stwierdzić jedno - nie było jej.
Miley's POV:
Zayn przepuścił mnie w drzwiach, kiedy usłyszałam na schodach czyjeś kroki. Nie miałam szansy odwrócić się w tamtą stronę, gdyż poczułam szmatkę przytwierdzoną do moich ust. Dziwny zapach rozprzestrzenił się w moich nozdrzach, a mi zrobiło się dziwnie słabo. Zanim mogłam zareagować, moje oczy zamknęły się.
No one's POV:
Justin jeszcze raz przeszukał tłumy, zajrzał do każdego pokoju, ale mimo starań nie odnalazł szatynki. Poczuł nagle dziwne ściśnięcie w sercu. Nie ma jej. Przepadła. "To nie możliwe" - pomyślał, a jego głos w głowie odpowiedział, a jednak prawdziwe. Zgubiłeś ją Justin. Twoja shawty przepadła.
___________________________________________________________
1. Jak już zauważyliście był to ostatni rozdział " Make me your shawty ". Epilog skończył się dość nieszczęśliwie i tajemniczo, aleeeee mam też dobre wieści! :) Druga część powinna pojawić się wkrótce.. SOON, ahaha. :D Ogólnie to teraz zajmuje się sprawami organizacyjnymi - tzn. promocją drugiej części, szablonem i wgl. :D
2. Mam nadzieję, że pierwszy rozdział drugiej części pojawi się jak najszybciej, ale przewiduję tydzień, tudzież półtorej, pożyjemy zobaczymy. :D
3. Kolejna część nazywać się będzie " As long as you love me "
4. Do ALAYLM został już stworzony trailer klik, mam nadzieję, że się spodoba. <3
5. Rzecz najważniejsza - proszę o to, by każdy kto przeczytał MMYS zostawił tu po sobie szczerą opinię o tym rozdziale, jak i o całości. Mam nadzieję, że mogę na Was liczyć, bo coraz bardziej czuję, że Was tracę. :c
Także do następnego! xoxo
Wasza @highlyabovesky
Boooooski rozdział juz nie mogę się doczekać następnej części *-*
OdpowiedzUsuńTo jest świetne ! Dziewczyno masz talent ! Oby tak dalej ;*
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam wiec pisze ;) rozdzial, jak i cale opowiadanie - naprawde niesamowite. Idealbie oddane a to wszystko sie zgralo w cudowna, naprawde cudowna harmonie. A takie cos zdarza sie bardzo rzadko. Nie moge sie doczekac nastepnej czesci ♥.
OdpowiedzUsuńGenialny *__* szkoda ze juz prawie bylo dobrze a tu nagle znow cos sie posypalo :( bardzo mnie tym rozdzialem zaciekawilas :) blog jest ogolnie cudowny i ma swietny szablon :) wciaga i jest tez smieszny :) czekam na nn mam nadzieje ze weselszy :*
OdpowiedzUsuńBoskie opowiadanie :* MAsz talent :**
OdpowiedzUsuńrozdział, jak i samo opowiadanie cudowne, trzymające w napięciu - nie mogę się doczekać kolejnej części :)
OdpowiedzUsuńDziewczyno to jest cudowne ! Nie moge sie doczekac ALAYLM ! <33
OdpowiedzUsuńNikogo nie tracisz! to jest świetne juz nie moge się doczekać !
OdpowiedzUsuńTen blog jest świetny. ;*
OdpowiedzUsuńOMB.! Pisz szybko następna część, bo nie mogę się doczekać.! :D
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam że Zayn coś knuje...
Przy każdym rozdziale towarzyszyły mi emocje ! *-*.Na prawdę masz talent,podziwiam Cię ; ) ; **. Na końcu byłam tylko rozczarowana,bo o już koniec MMYS ;c.Z niecierpliwością będę czekać na ALAYLM <3.
OdpowiedzUsuńO matko, nie wierze że to już koniec tej części ... ale czekam niecierpliwie na kolejną! :)
OdpowiedzUsuńto opowiadanie to jest część pierwsza, druga zaś pojawi się na tej samej stronie za kilka dni, bo czekam jeszcze na szablon.. ;x
OdpowiedzUsuńBoże kocham to !
OdpowiedzUsuńTa część jest ekstra i nie mogę się doczekać na kolejną część uwielbiam twoje opowiadania
OdpowiedzUsuńKOCHAM TĄ CZĘŚĆ *.*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały w 2 dni .. Bardzo mnie wciągnęło ! <3 Jest po prostu boskiee <3 Masz ogromny talent :** Na pewno bd czytać dalej :xx
OdpowiedzUsuń